wtorek, 25 grudnia 2012

Kupić, sprzedać, czyli galeria kretynów cz. 1

Ostatnio przeczytałem wszystkie wpisy na tym blogu:
http://blog-skup-aut-bielsko.blogspot.com/

Po lekturze stwierdziłem że ja też muszę opisać akcje które spotykały mnie przy kupowaniu i sprzedawaniu samochodów.
A trochę tego było, aż nie wiem od czego zacząć.
Generalnie nie wiem kto jest bardziej irytujący, sprzedający którzy mają potencjalnego kupca za idiotę i łyknie każdą padlinę bo jest głupi i ślepy a do tego skoro już przejechał i tak kupi żeby nie wracać z niczym. A może klienci którzy jeszcze nie widzieli samochodu a już przez telefon się targują i mówią że gdzieśtam można kupić taki sam samochód za pół ceny - to niech tam jedzie i mi dupy nie zawraca.
A przechodząc do rzeczy, przypomniała mi się historia sprzedawania Jetty.


Był rok 2008.
Jetta miała wtedy lat 18, generalnie nie była technicznie zła, co prawda silnik z racji przebiegu nie był już w najlepszej kondycji, ale reszta była całkiem w porządku.
Części do niej były tak tanie że można było naprawiać wszystko na bieżąco.
Niestety pewnego dnia z racji braku klimatyzacji który coraz bardziej zaczął mi doskwierać postanowiłem się jej pozbyć i wtedy się zaczęło. Cena nie była wygórowana, raptem 3000zł moim zdaniem adekwatna do samochodu który jeździ, nie ma za dużo rdzy i nie wymaga na starcie większych inwestycji.
Najlepsza była parka która po nią przejechała z kolegą "szpecem" od aut. Rejestracja na jego samochodzie i sposób bycia jednoznacznie pozwalała zakwalifikować go jako rasowego cwaniaczka z Pragi "nawciskam kitu to frajer za pół ceny odda".
I zaczęło się najpierw szpec skręcił koła złapał za drążek kierowniczy i wydał werdykt "magiel do wymiany" na co odparłem że nie wydaje mi się bo jakieś 30 000km wcześniej był wymieniony.
Podszedł do tyły nadepnął nogą na hak, bujnął samochodem i stwierdził że amortyzatory z tyłu do wywalenia, na co odparłem że również nie sądzę gdyż też były niedawno wymieniane.
Gość się zmieszał chodził cmokał o co by się tu jeszcze przyczepić.
Podszedł do przodu samochodu, nacisnął na błotnik i stwierdził "Łuuu ale przednie amortyzatory to złom" na co też musiałem go zgasić bo jakiś miesiąc wcześniej wymieniłem je razem ze sprężynami bo jedna akurat pękła. I tu gość gadką rozwalił mnie na łopatki... stwierdził że mnie w warsztacie oszukali i nie wymienili, tyle że prawda była taka że wymieniałem je osobiście o czym mu zresztą powiedziałem, to stwierdził że pewno jakieś badziewie kupiłem... na co odparłem że jak dla niego Sachs to badziewie to dziwna sprawa, to stwierdził że napewno podróbę mi sprzedali...
Nie dyskutowałem już wsiadłem do samochodu i odjechałem...
Ten przypadek był niesamowity gość z miejsca potraktował mnie jak ostatniego frajera, najpierw próbując mi wkręcić że tyle rzeczy jest do roboty, a jak się okazywało że naprawione to napewno na 100% warsztat mnie oszukał, a jak nie warsztat to sklep, ale na pewno jestem frajerem...
Potem dzwoniło jeszcze kilku męczydupów, ostatecznie kupił ją gość który przyjechał, nie wybrzydzał, obszedł dookoła sprawdził że nie ma dziur w miejscach które wpływałyby na bezpieczeństwo, kupił, zapłacił, wyjął z samochodu którym przejechali wielki brudny baniak ON który spuścił z koparki w pracy i pojechał w siną dal...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012



Pojechałem dzisiaj zrobić rekalkulację dość i tak pokaźnej składki za OC Audi - pojemność 2,5 zwyżka za wiek więc mnie zdarli masakrycznie. Ale agent mówił że jak skończę 25lat to mam przyjechać napiszemy pismo o rekalkulację zwyżki za wiek bo polisa z końca maja urodziny w lipcu więc gra warta świeczki, może się uda.
Dzisiaj w końcu się zebrałem, podjechałem... i co się dowidziałem...
PODNIEŚLI WIEK ZWYŻKI DO 27lat!!!
Taka spotkała mnie nagroda od dziadów z Interrisku że od lat jestem ich klientem.
Co ciekawe nie tylko te dziady z Interrisku podniosły wiek ale niektóre inne towarzystwa też.
Partactwo w czystej postaci,, niedość że nie mają specjalnie atrakcyjnych cen to jeszcze sami sobie pogarszają ofertę.
A potem płaczą tacy przedstawiciele ubezpieczycieli że coraz więcej ludzi ucieka im do ubezpieczycieli typu Direct bo tamci mają ciekawsze oferty, tańsze, większe zniżki, preferencyjne składki dla klasyków(przecież wiadomo że np. ja z Fiatem obchodzę się jak z jajkiem i jeżdżę przesadnie uważając żeby nie zrobić choć najmniejszej ryski).
 I dobrze dziadom niech zdechną, skoro sami odpędzają od siebie sporą grupę klientów bo najwyraźniej im nie pasują to ich problem.
Tyle że Ci klienci albo z miejsca pójdą gdzie indziej, albo tak jak ja po paru latach bycia ich klientem w maju przyszłego roku wyślę im wypowiedzenie polisy jako załącznik dodając karnego kutasa.
Mamy wolny rynek, trzeba z niego korzystać. Jak ktoś jest baran i nie chce utrzymywać klienta to jego problem. Przecież takich jak ja mają więcej, mam nadzieję że przy okazji zawierania polisy również dadzą sobie spokój z tymi partaczami.
System ubezpieczeń samochodów w Polsce jest tak patologiczny - płacenie OC nawet za Kaszlaka który od 10 lat pełni funkcję kurnika, albo samochód rozebrany do renowacji która ciągnie się już trzy lata, regularnie podnoszone przez niektórych partaczy zwyżki za wiek, ściemy przy wartości samochodu w polisach AC.
Tu jakby ktoś nie wiedział o co chodzi to napiszę.
Idziesz sobie kupić AC. Wypytują o markę, model, wersję wyposażenie - zazwyczaj w partackich bazach i tak nie znajdzie się taka w jakiej masz akurat samochód i agent przybije jakąś tam od czapy żeby było, wypyta o wyposażenie, gdzie też będzie pod górkę z ich formularzem.
Potem powie że ten samochód jest wart damy na to 30 000zł - wooow, ale mi dobrze wycenili, jak mi go ukradną będę do przodu! A nic bardziej mylnego. Ten samochód jest za pewne wart ze 25 no może 26 000zł, ale przecież składkę liczą m.in od wartości. A jak go ukradną za 3 miesiące to ubezpieczyciel wypłaci odszkodowanie w wysokości wartości w dniu kradzieży i za pewne uzna że w 3 miesiące z ceny ubyło już 10 000zł. Dlatego warto naciskać agenta przy zawieraniu AC żeby obniżył nieco wartość która mu wyszła z systemu bo jest tak realna że równie dobrze mógłby ją wywróżyć z fusów, albo zapytać Ryśka spod Żabki ile taka fura jest warta.
Słyszałem kiedyś teorię że tak na prawdę w każdej firmie ubezpieczeniowej powinny być tylko dwa działy:
1. Dział wyłudzania i zawyżania składek.
2. Dział odmów wypłaty odszkodowania.
I tyle...

niedziela, 1 lipca 2012

Partactwo drogowe w czystej postaci...


Filmik sam w sobie jest tak wymowny że nie ma co tu się rozwodzić nad dłuższym komentarzem.
Tym bardziej że z miejsca oskarżony był został (z resztą słusznie) o męską szowinistyczną świńskość, bo przecież statystycznie to kobiety powodują mniej wypadków i bla bla bla bla bla...

Jak można być aż takim partaczem drogowym, widzieć, mieć tyle miejsca i tak pizdnąć w stojący samochód?!

czwartek, 28 czerwca 2012


http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-duzy-samochod-na-benzyne-to-tak-jak-facet-z-malym,nId,615277

rzeczytałem te wypociny i niestety muszę stwierdzić że gość ma chyba kompleksy. Kupił sobie "Bete" bo chciał być fajny, ale w sumie to go nie stać i se gaz założy. Nie wiem czy ma dom czy mieszka w bloku, ale pewnie jeżeli miałby/ma dom to paliłby w piecu oponami od stara pociętymi na ósemki bo to przecież wydajne jest i jest przejawem oszczędności i racjonalnego wydawania pieniędzy.
Kiedyś pracowałem na stacji benzynowej, w obowiązkach miałem oczywiście tankowanie LPG. Pewnego dnia zajechał na stację pewien jak to zwą "celebryta" Lincolnem Navigatorem, który miał wlew LPG tak schowany że musiałem klękać i nurkować pod samochód... Po pierwsze WTF? Taki samochód i LPG? Po drugie skoro LPG jest koko koko gaz jest spoko to dlaczego tak wiele osób chowa jego wlew? Ot partacze motoryzacyjne i tyle...


Albo jeździ się samochodem na miarę swoich możliwości albo nie. Strach pomyśleć jak taki racjonalnie gospodarujący środkami serwisuje swoją "Betę". Pewnie u śwagra w garażu montuje tarcze hamulcowe ze szrotu bo jak nowe, a że rant mają to przecież się diaxsem opierdzieli i będą jak nowe, sworzeń najtańszy jaki mu brat śwagra załatwił ze zniżką w Intercarsie a że "Made in China" i otwory na śruby było trzeba wiertarką powiększać bo o milimetr za małe to co tam....
Opony? A nalewki se na allegro kupi bo to przecież na max trzyletnim kordzie od Myszelina robią, wzór bieżnika wypasiony jak w Toyo i po co przepłacać. Pytanie tylko ilu użytkowników zjedzie komplet opon w trzy sezony, i skąd mszcze nalewek biora ich takie ilości? 
Ale kto by się tam zastanawiał, racjonalnie gospodarujemy środkami i dawaj...

Nie rozumiem takiego podejścia do sprawy, mimo iż kolega z pracy takie reprezentuje.
Naprawia samochód jak popadnie i czym popadnie, opony nalewki, dziury w błotnikach zalepione power-tapem, w środku syf kiła i mogiła, ubrudzić się o fotele i pasy można. Wydech sztukowany rurami wodnymi co zostały po remoncie domu i leżą pod wiatą. Ale jak on twierdzi to samochód pracujący i po co się tym przejmować. Fakt, faktem praca tego samochodu polega na wożeniu jego tyła codziennie rano 30km do pracy na etacie, a popołudniu 30km spowrotem...

Ale przecież po co przepłacać jak można robić badziewie, sandały, białe skarpetki i poooszli!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw, wbrew temu co na złomniku

Dzisiaj odbyło się rozpoczęcie sezony Youngtimer Warsaw, wbrew temu co pisał co można przeczytać na złomniku było dobrze, mimo że pogoda nie dopisała i tak było bardzo dużo samochodów.
Nie ma co się rozpisywać, kiepskie fotki poniżej :)









































niedziela, 29 stycznia 2012

Kupujemy tani dupowóz czyli co ma wspólnego dziura w dupie z działalnością chatytatywną?


Jak powszechnie wiadomo z kupowaniem i sprzedawaniem samochodów wiąże się zawsze wiele przygód i anegdot. Już jakiś czas temu miałem ochotę zacząć spisywać perełki z tej kategorii ale jakoś nie było okazji, teraz się nadarzyła, co prawda może nie trafiło się tym razem nic aż tak wyjątkowego ale myślę że i tak warto opisać.

Jakiś czas temu odezwała się do mnie koleżanka że wraz ze swoim wybrankiem chcą kupić samochód, a że nie mają za bardzo pojęcia o tej materii to chciałaby poprosić mnie o pomoc. A że lubię ten sport to chętnie zgodziłem się pomóc.
Na początku określili tylko budżet - 5000zł, wypytałem co ich interesuje, ile toto będzie jeździło, jakie mają preferencje itd.
Wyszło na to że jeździć będzie nie dużo, użytkowane będzie przez dwóch raczkujących kierowców, i generalnie brak jakichś szczególnych wymagań, ma być i jeździć, bo to w końcu pierwszy samochód w życiu więc lekko miał nie będzie.
Po konsultacjach padło na VW Polo lub Golfa, bo duży wybór, tanio można kupić i tanio naprawiać i w przypadku awarii i w przypadku jakiejś drobnej stłuczki.
Szybki przegląd ofert na allegro z naszego województwa bo nie ma sensu daleko jeździć.
Wytypowaliśmy trzy, załadowaliśmy się w moją najdroższą i ruszyliśmy...
Pierwsze miało być śliczne na zdjęciach białe Polo, właściciel umówiony na 11-stą, niestety gdy byliśmy prawie na miejscu okazało się że nie odbiera telefonu. Kolejne dwie oferty były niestety oddalone o jakieś 100km, co cóż, jedziemy.
Pierwsze oględziny VW Vento 1.9 TDI 1995r. wyceniony na 4800zł. Właściciel przez telefon zarzekał się że jest tylko jeden purchelek rdzy na tylnej klapie i że silnik jest ok, nie kopci itd.
Już na pierwszy rzut oka dostrzegłem dwa ogniska rdzy o których nie wspomniał, ok, samochód ma 17 lat nie ma co się dziwić. Wnętrze masakra, niby 311 000 przebiegu a krawędzi oparcia fotela praktycznie brak, gąbka na wierzchu a dookoła malowniczo porozrzucane kawałki tego co się z niego wykruszyło... czyli przebieg bzdura bo dobrze wiem że w tym modelu po tym przebiegu nie ma mowy o aż takim wytarciu.
Odpalamy silnik, który niestety był ciepły gdy przyjechaliśmy, posłuchałem, brzmi dobrze, o ile jakiekolwiek 1.9 TDI może brzmieć dobrze... ale no powiedzmy bez niepokojących dźwięków. Proszę właściciela o przegazówkę, staję z tyłu a tu wieeelka czarna chmura do tego po odpuszczeniu gazu zanim zszedł z obrotów silnik zaczął jeszcze bardziej kopcić i skakać jakby chciał wyskoczyć z budy... Nie wnikałem szczególnie w przyczynę takiego zachowania podziękowałem i pojechaliśmy dalej.

Kolejnym szrotem dnia był Golf III 1.6 benzyna 1996 rocznik cena 5200zł, na zdjęciach śliczny przebieg niby 109000km(taa...). prosto z Niemiec.
I tu się zaczyna, właściciel handlarz, twierdzący że ma dwa komisy w Radomiu i Audi A8 ale jeździ tym Golfem bo szkoda go na plac do komisu i jest taki zajebisty... i nie pucowany do sprzedaży - na budzie ślady po polerce, pod maską czysto że z obudowy filtra jeść można - oczywiście pod warunkiem że się lubi jak jedzenie zalatuje wiśniowym PLAKiem :P
Samochód stoi na trzech alufelgach i jednej stalówce... na zdjęciach wyglądało że ma wszędzie alu, ale po powrocie dopatrzyłem się że na żadnym nie widać lewego przedniego koła, a co ciekawe stalówka była na prawym tyle gdzie na zdjęciu jest alu... ciekawe...
W ogłoszeniu 1996 rocznik, w praktyce1995, silnik miał mieć 101 km, a miał 75, miało być zero rdzy a już na klapie znalazłem purchla... Przebieg 109000km, gałka zmiany biegów nie od kompletu do tego coś mocno zużyta, niby jeden właściciel w Niemcowni i samochód kupiony bezpośrednio od niego spod domu, ale oczywiście książkę serwisową jak to określił sprzedający "zajebali" gdzieśtam....
Próbuję odpalić kręci kręci i nic, gość krzyczy żebym gazu dał, dodałem no fakt pomogło odpalił, no super stan!
Jazda próbna sprzedający wsiadł za kierownicę, jakiś pokaz tego że ręczny trzyma aż gumę pali, potem slajd na rękawie w zakręt. Potem ja wsiadłem za kierownicę, i tak jak już przy jego ruszaniu mi się wydawało sprzęgło agonia, nie sposób ruszyć żeby nie szarpnęło samochodem. Ale przecież to nic tam, jest ok...
Po zakończeniu jazdy próbnej odkręcam korek od oleju a tam kawa z mlekiem jak cholera i to duuużo.
Pierwsza myśl padnięta uszczelka, odkręcam korek od zbiorniczka wyrównawczego, czysto, przgazówka, nie bulgocze. Ale skoro jest majonez a uszczelka niby ok, to znaczy że używany na krótkich dystansach, ale skoro niby nim jeździ to coś tu nie gra, ma komisy w oddalonym o jakieś dwadzieścia kilka kilometrów Radomiu więc raczej ma gdzie się nagrzać.
Oglądam podłogę i progi, prawa strona OK, lewa tył OK, przód, oo a co to dziura w progu na dwa palce... oczywiście gość twierdzi że nie wiedział.
I tu zaczyna się opowieść o taksiarzu co przyjechał do niego kupować Mercedesa z jakimś kolegą i też naleźli dziurę w podłodze i taksiarz miał powiedzieć do kolegi "A ty też masz dziurę w dupie i żyjesz..." no super argument. Do tego gość nie chciał zejść zupełnie z ceny bo on i tak przecież na tym nie zarabia bo takie miał koszty i on nic z tego nie ma. Aż nie wytrzymałem i mu powiedziałem że jakoś nie chcę mi się wierzyć że on samochodami tak charytatywnie handluje.  Generalnie podziękowałem i się zmyliśmy.

W drodze powrotnej dodzwoniliśmy się do właściciela Polo który wcześniej nie dobierał.
Skracając na maksa historie.
Podchodzę, parzę maska coś dziwnie leży względem błotnika, otwieram, mocowanie poduszki silnika coś mi się nie podobam parze na podłużnicę a tam szpachla odpada, ok. 2-3mm szpachli popękane, miejscami odpadło... podziękowałem, pożegnałem.

Podsumowując pół dnia jeżdżenia, 360km, trzy szroty, oczywiście przez telefon wszytko super, zdjęcia piękne, ja wiem że za 5000zł nie ma co się nowego spodziewać, ale po co aż tak kłamać?