piątek, 23 stycznia 2015

Mirki z Modlińskiej są bezbłędne chłopaki!


Ostatnio natrafiłem na dość standardową historyjkę, powtarzającą się każdego dnia różnym ludziom, w różnych miastach, wydawałoby się że wszyscy wiedzą że tak jest... ale nie!
Jest sobie Ania (imię zmienione), jeździła Toytoy'ą Corollą 1.4 benzyna z 2003roku którą kupiła kilka lat wcześniej od swojej siostry która miała ją od nowości. Toytoy'ka nie była zła, miała jakieś ~150kkm więc jak na trwałość takiego sprzętu to jeszcze wiele kilometrów przed nią. Co prawda Corolka była dość mocno zapuszczona wizualnie, zawsze brudna, obdrapana z każdej strony ale się turlała. Niestety Ania wraz z mężem stwierdzili że czas na zmianę środka lokomocji. Celowo napisałem środka lokomocji ponieważ są to osoby które samochód traktują w sposób czysto utylitarny, stąd też niska dbałość o estetykę. Generalnie podejście typu "Mam wlać paliwo i ma pojechać nic więcej".  Do tego ani jedno, ani drugie nie ma bladego pojęcia o motoryzacji, no spoko nie każdy musi. Zasygnalizowali mi że chcą zmienić samochód, próbowałem zasugerować że Toytoy'ka nie jest zła, jakby ją nieco doinwestować to będzie to lepszy biznes niż dokładanie do czegoś młodszego(na czym im zależało) ale nie koniecznie lepszego. Ale nie, chcą zmienić i koniec. No spoko, mi też zdarzało się zmienić samochód bo poprzedni mi się znudził. Zaproponowałem, że jakby mieli coś na oku, niech dadzą znać, pojadę z nimi, pomogę - obejrzę, ocenię, doradzę.
Potem na jakiś czas zapadła cisza...
Aż tu któregoś dnia Ania będąc w okolicy przyjechała pokazać swój zakupiony dzień wcześniej rydwan dizajnu.
Wychodzę, patrzę Peugeot 308... aż gęsiej skórki dostałem, że mam do tego wsiąść. Zostałem zaproszony do przejechania się nim.
Wsiadam za fajerę patrzę na średnio czytelną deskę rozdzielczą a tam ~56434km - myślę eee 5643,4km na tripie bo ktoś nie skasował, ale nie... to ma być przebieg... patrzę na kierownicę - starta jak w firmowym Caddy po 200kkm, łapię za pas - krawędź nieźle postrzępiona, patrzę na pedały, deko już zmęczone, patrzę na gałkę zamiany biegów - nowa (nie jak nowa, tylko nowa na chromie gdzie jest schemat biegów nawet najmniejszej ryski), Ania gada akurat przez telefon to nawet nie mam jak spytać, który to rocznik, ale patrzę na szyby - 2007. Zerknąłem na krawędź fotela kierowcy a ona już tak dość mocno wymiętoszona... Czyli klasyka cofnięte na chama, ale tym razem dość ostro...
Ruszam... szarpnąłem jak 50-letnia Krystyna na kursie na Prawo Jazdy, zmieniam bieg a lewarek od biegów chodzi jakbym kijem w wiadrze z g... grzebał, sprzęgło bierze przy samiusieńkim końcu, na żółto świeci kontolka od ABSu i ESP. Wyjeżdżam z osiedla na obwodnicę, daję gazu najpierw się zkrztusił przez ułamek sekundy potem poszedł, i tak przy każdym mocniejszym wciśnięciu gazu.
Myślę sobie, nie ten przebieg to już na 100% wiadomo że to ściema, nawet żabojady nie produkują badziewia które po takim przebiegu tak wygląda i tak jedzie...
Ania nadal gada przez telefon więc nawet nie mogę spytać co to ma pod maską, no bo wiem że benzyna ale jakaś taka anemiczna - myślę pewno jakieś 1.4... jak się okazło 1.6 niby 120KM ale nawet 1.9 TDI 90KM miało lepszy start...
Zrobiłem rundkę - nie wiem skąd legenda o komforcie we francuskich automobilach, ten był dość sztywny, zawieszenie dość słabo wybierało nierówności, zwłaszcza poprzeczne... a nie przepraszam, porównałem niechcący z zawieszeniami w A4 B5 Quattro i MB W210, a one przecież są z lat '90tych i są śmietnikami bo są stare, a każde nowsze auto musi być lepsze o tego starszego bo jest nowsze i koniec dyskusji!
Dojeżdżam z powrotem pod dom, Ania kończy rozmawiać przez telefon. Pyta się jak się podobało. No to pytam gdzie to kupiła - no w komisie na Modlińskiej. Zaczynam tłumaczyć, że przebieg to ściema, jakim cudem, samochód z 2008 roku ma mieć przebieg 56kkm, do tego jakim cudem opłacało się handlarzowi przywieźć to z Niemiec i sprzedać w Polsce z zyskiem.
Ale, że panowie w komisie papiery pokazywali, że przebieg udokumentowany, że książka serwisowa... to wyjaśniłem, że za jakieś 50zł mogę zrobić książkę serwisową z której będzie wynikało że ten samochód ma 10kkm...
Wysiadam obejrzeć z zewnątrz i tu się zaczyna...
Otwieram maskę, patrzę na lampy - zamiennki TYC czyli raczej z tych gorszych. Patrzę na silnik, oczywiście jak to od Mirków-picusiów komisowych wylizane, wypakowane wszystko jak nowe.
Patrzę na chłodnicę, jakaś taka za czysta nawet jak na wymytą, patrzę dalej a tam data produkcji 11.2013... obok naklejka z napisem "Nie zrywać"... patrzę dalej a tam poniżej dolnego króćca chłodnicy wychodzi taki mały wężyk jakoś dziwnie zwinięty w stronę zderzaka, ale do czego on jak tam nic nie ma? Odciągnąłem go lekko palcem - przewód wyskoczył zza - plastików gdzie był wciśnięty żeby nie latał. Wężyk był zakończony... śrubą od koła, która został zabezpieczona metalową opaską żeby nie wypadła - hi-level druciarskiej naprawy jakich mało...
Śruby prawego błotnika - TORXy jak to we francuzie, ukręcone, brak kawałka osłony pod silnikiem, niedbale spasowane plastiki podszybia, śruby maski obdarte z lakieru...
Prosty wniosek - sprowadzony z Rajchu, bity przodem, szafa cofnięta, klasyka komisów.
Patrzę dalej...
- No opony jeszcze trochę pojeżdżą...
- Ale przecież nowe mi założyli.
- Ania... nowe zimówki mają ok. 8mm bieżnika te tak na oko mają 4 no może 5mm.
-....
Patrzę na DOT na boku opony a tam 3305...
- Ania, te opony są z 2005 roku, są starsze od samochodu, de facto 10-letnie opony uznaje się za śmieć i można z nich co najwyżej zrobić kwietnik...
- Ale może ktoś nie używał...
- Tak, jasne kupił samochód, kupił opony i tak leżały i od leżenia zużyły się o 50%, do tego nie ważne ile jest bieżnika ważne, że mają 10lat, guma się starzeje, nawet jak były dobrze przechowywane to nie są pełnowartościowe.
- Ale Panowie w komisie tak zachwalali, nie pojechałam sama, pojechałam z wujkiem Mietkiem, Mietek kupił w komisie Hyundai'a i jest zadowolony, przecież teraz jest taka nagonka na komisy! Onie nie mogą sobie pozwolić na przekręty bo są na piętnowanym! - wypierała rzeczywistość Ania...

sobota, 3 stycznia 2015

Kupić, sprzedać, czyli galeria kretynów cz. 2: Przygody z Płocka.


Jakiś czas temu kolega z pracy stwierdził że jego nieśmiertelne Vento 1.9SDI jest już tak zjedzone przez rudą że czas na zmianę. A że Vento bardzo lubił to stwierdził że chce Borę.
Strasznie się uparł że ma być z rocznika 2002 no max. 2001 i do tego sedan, TDI i najlepiej ciemna.
Z rocznikiem tłumaczyłem mu że to już nieduża różnica czy samochód będzie miał 13 czy 15 lat, bo w tej kategorii wiekowej to się patrzy na stan a nie rocznik. Ale dobra uparł się i już. Do tego jego budżet był taki że ledwo się spinał z ofertami sprzedaży w tych rocznikach.
Oczywiście naznajdował jakichś super ofert gdzieś pod niemiecką granicą ale wybiłem mu to z głowy na przykładzie super Bory z komisu na Modlińskiej która w ogłoszeniu była super ociekająca zajebistością igła! A na miejscu zastaliśmy takiego kasztana że już jak ją przez płot zobaczyłem to nie miałem ochoty oglądać dalej.
Któregoś dnia przychodzi do roboty najarany że znalazł fajną w Płocku...
Jak wiadomo jechać do Płocka po samochód to tak jak w okolice Radomia... z resztą po poprzednich dwóch przygodach w Płocku wiedziałem co mówię(ale o tym później. Ale Andrzej się uparł, no to dobra, jedziemy, przejedziemy się prosto z pracy żeby jeszcze widno było, natłucze kilometrów bo do Płocka mieliśmy lekko ponad 100km zobaczy igiełkę na którą się napalił cycki mu do ziemi opadną to i nie odrodzą się pomysły jeżdżenia po popularny model w drugi koniec kraju.
Dojechaliśmy na miejsce, oczywiście Mirek jak na rasowego Mirka przystało umówił się na Orlenie na wlocie do miasta. Trochę się spóźnił więc zdążyłem kupić hot-doga. Zajechał i zaczyna gadkę jaki to jest zajebisty samochód, jak malutko pali, i Belg płakał jak sprzedawał, bezwypadkowa, tylko zderzak lakierowany i tak stoi i nawija Andrzejowi. Ja się nie wtrącam, bo przecież jem, ale tak słucham, flaki mnie skręcają od szablonowej gadki rasowego Mirka, widzę że Andrzej się napala na tą furę. W międzyczasie obszedłem samochód, skończyłem jeść i włączam się do rozmowy:
J(Ja): - Panie, a dlaczego tu nadkola nie ma?
M(Mirek) - Łee panie to to na giełdzie 50zł kosztuje to se złożycie.
J: - Jak takie tanie to trzeba było założyć. Zwłaszcza że przez to że go nie ma to widać że błotnik lakierowany.
M: - No jak to z Belgii przycierkę miał to kiedyś tam pomalowali.
Zaczynam węszyć dalej, Błotnik lakierowany, prawa lampa zamiennik podłej jakości, zderzak z grillem poskręcany na gipsówki.
J: - Dobra, dowiem się co było z tym samochodem czy mam sam dalej dochodzić?
M: - Nic, nie było, bezwypadkowa jest tylko jakąś przycierkę może miała.
No to oglądam dalej...
J: - Klima nie działa.
M: - Bo do nabicia jest, ale to można za 50zł zrobić i po problemie będzie.
J: - To było nabić jak to 50zł! A tak pewnie nabije i zaraz po czynniku śladu nie będzie. O i wyświetlacz od komputera (duży FIS miała).
M: - Ten wyświetlacz to też za 50zł można naprawić, jest tu taki chłopak co to robi...
J: - To trzeba było zainwestować te 150zł i zrobić to wszystko od razu by się samochód lepiej prezentował. Do tego jakoś nie wierzę że ktoś nabije całkiem pustą klimę za 50zł albo naprawi za tyle FISa.
Potem długa bezsensowna debata na temat cen usług. Ostatecznie Mirek mięknie, wyciąga telefon, pokazuje zdjęcia tej Bory jak na lawecie z Belgii przyjechała. Okazało się że była uderzona prawym narożnikiem, uszkodzony błotnik, zderzak, lampa, przedni pas, i dość mocno zagięta maska.
Ale Mirek zarzekał się że wszystkie elementy wymienił.
Mina mu zrzedła jak wyciągnąłem miernik grubości lakieru. Okazało się że maska nie była wymieniona tylko ma nawalone ze dwa kilo szpachli.
Ostatecznie powiedziałem że kończymy rozmowę, bo na każdym kroku mnie oszukuje więc nie mamy o czym dalej gadać. Mirek obraził się na mnie, ale zaczął nagabywać Andrzeja że on opuści 500zł i żeby brał bo to zajebista fura. Andrzej mimo wszystko podjarany skórą i pięknymi alufelgami (na których opony były każda inna i w dodatku łysa) nawet zaczął się łamać... ale wziąłem go na bok i spacyfikowałem. Pojechaliśmy do domu Mirek na odchodne spojrzał na mnie jakby chciał mi niezły oklep spuścić że mu klienta spłoszyłem.

A co do poprzednich przygód z Płocka. Tak na szybko.
Brat szukał kilka lat temu samochodu. Zobaczyliśmy w ogłoszeniu pięknego Passata B5FL, świeżo sprowadzony z Niemiec, dobrze wyposażony, z udokumentowanym przebiegiem i generalnie miód-malina.
Stwierdziliśmy że coś na tu nie pasuje, że jest za pięknie, ale i tak z ciekawości pojedziemy.
Na miejscu - sprzedający Cygan-handlarz, jak go zobaczyłem miałem ochotę od razu odjechać, bo jeszcze nie słyszałem żeby ktoś dobrze wyszedł na interesach z Cyganami.
Samochód miał niemieckie tablice i włoskie dokumenty, komputer był po francusku, zawieszenie hałasowało jak kopana skrzynka z narzędziami, przeguby strzelały jak nadepnięta folia bąbelkowa, wnętrze było mokre - pewnie nie wysechł do końca po praniu. Każdy narożnik samochodu był podrapany, maska była wgnieciona, czego na zdjęciach w ogłoszeniu nie było widać bo ktoś się pobawił Photoshop'em.
A z książka serwisowa urywała się trzy lata wcześniej. I wynikało że samochód z początku robił po 30-40kkm rocznie a przez ostatnie 3 lata przejechał 6kkm :P
Dziękujemy...

Kolejna przygoda z Płocka, brat poprosił mnie żebym obejrzał w jednym z płockich komisów Tigrę dla jego koleżanki, bo dowiedział się że akurat jadę do Płocka w innej sprawie.
Zajechałem do komisu, Tigra, jak to większość Tigr na rynku gniot i wycieruch z akcesoriami tuningowymi z Tesco.
Ale najlepszy był Mirek z komisu. Jak się dowiedział że oglądam na prośbę koleżanki to proponował dużego "wiskacza" za pozytywne zrecenzowanie wspomnianej Tigry... na co odparłem że i tak dostanę dużego "wiskacza" jak on to nazwał za to że przyjechałem, obejrzałem i uchronię przed zakupem padliny...

Mam jeszcze trochę takich historyjek. Muszę się zebrać i je pospisywać zanim zapomnę :)

wtorek, 25 grudnia 2012

Kupić, sprzedać, czyli galeria kretynów cz. 1

Ostatnio przeczytałem wszystkie wpisy na tym blogu:
http://blog-skup-aut-bielsko.blogspot.com/

Po lekturze stwierdziłem że ja też muszę opisać akcje które spotykały mnie przy kupowaniu i sprzedawaniu samochodów.
A trochę tego było, aż nie wiem od czego zacząć.
Generalnie nie wiem kto jest bardziej irytujący, sprzedający którzy mają potencjalnego kupca za idiotę i łyknie każdą padlinę bo jest głupi i ślepy a do tego skoro już przejechał i tak kupi żeby nie wracać z niczym. A może klienci którzy jeszcze nie widzieli samochodu a już przez telefon się targują i mówią że gdzieśtam można kupić taki sam samochód za pół ceny - to niech tam jedzie i mi dupy nie zawraca.
A przechodząc do rzeczy, przypomniała mi się historia sprzedawania Jetty.


Był rok 2008.
Jetta miała wtedy lat 18, generalnie nie była technicznie zła, co prawda silnik z racji przebiegu nie był już w najlepszej kondycji, ale reszta była całkiem w porządku.
Części do niej były tak tanie że można było naprawiać wszystko na bieżąco.
Niestety pewnego dnia z racji braku klimatyzacji który coraz bardziej zaczął mi doskwierać postanowiłem się jej pozbyć i wtedy się zaczęło. Cena nie była wygórowana, raptem 3000zł moim zdaniem adekwatna do samochodu który jeździ, nie ma za dużo rdzy i nie wymaga na starcie większych inwestycji.
Najlepsza była parka która po nią przejechała z kolegą "szpecem" od aut. Rejestracja na jego samochodzie i sposób bycia jednoznacznie pozwalała zakwalifikować go jako rasowego cwaniaczka z Pragi "nawciskam kitu to frajer za pół ceny odda".
I zaczęło się najpierw szpec skręcił koła złapał za drążek kierowniczy i wydał werdykt "magiel do wymiany" na co odparłem że nie wydaje mi się bo jakieś 30 000km wcześniej był wymieniony.
Podszedł do tyły nadepnął nogą na hak, bujnął samochodem i stwierdził że amortyzatory z tyłu do wywalenia, na co odparłem że również nie sądzę gdyż też były niedawno wymieniane.
Gość się zmieszał chodził cmokał o co by się tu jeszcze przyczepić.
Podszedł do przodu samochodu, nacisnął na błotnik i stwierdził "Łuuu ale przednie amortyzatory to złom" na co też musiałem go zgasić bo jakiś miesiąc wcześniej wymieniłem je razem ze sprężynami bo jedna akurat pękła. I tu gość gadką rozwalił mnie na łopatki... stwierdził że mnie w warsztacie oszukali i nie wymienili, tyle że prawda była taka że wymieniałem je osobiście o czym mu zresztą powiedziałem, to stwierdził że pewno jakieś badziewie kupiłem... na co odparłem że jak dla niego Sachs to badziewie to dziwna sprawa, to stwierdził że napewno podróbę mi sprzedali...
Nie dyskutowałem już wsiadłem do samochodu i odjechałem...
Ten przypadek był niesamowity gość z miejsca potraktował mnie jak ostatniego frajera, najpierw próbując mi wkręcić że tyle rzeczy jest do roboty, a jak się okazywało że naprawione to napewno na 100% warsztat mnie oszukał, a jak nie warsztat to sklep, ale na pewno jestem frajerem...
Potem dzwoniło jeszcze kilku męczydupów, ostatecznie kupił ją gość który przyjechał, nie wybrzydzał, obszedł dookoła sprawdził że nie ma dziur w miejscach które wpływałyby na bezpieczeństwo, kupił, zapłacił, wyjął z samochodu którym przejechali wielki brudny baniak ON który spuścił z koparki w pracy i pojechał w siną dal...

poniedziałek, 20 sierpnia 2012



Pojechałem dzisiaj zrobić rekalkulację dość i tak pokaźnej składki za OC Audi - pojemność 2,5 zwyżka za wiek więc mnie zdarli masakrycznie. Ale agent mówił że jak skończę 25lat to mam przyjechać napiszemy pismo o rekalkulację zwyżki za wiek bo polisa z końca maja urodziny w lipcu więc gra warta świeczki, może się uda.
Dzisiaj w końcu się zebrałem, podjechałem... i co się dowidziałem...
PODNIEŚLI WIEK ZWYŻKI DO 27lat!!!
Taka spotkała mnie nagroda od dziadów z Interrisku że od lat jestem ich klientem.
Co ciekawe nie tylko te dziady z Interrisku podniosły wiek ale niektóre inne towarzystwa też.
Partactwo w czystej postaci,, niedość że nie mają specjalnie atrakcyjnych cen to jeszcze sami sobie pogarszają ofertę.
A potem płaczą tacy przedstawiciele ubezpieczycieli że coraz więcej ludzi ucieka im do ubezpieczycieli typu Direct bo tamci mają ciekawsze oferty, tańsze, większe zniżki, preferencyjne składki dla klasyków(przecież wiadomo że np. ja z Fiatem obchodzę się jak z jajkiem i jeżdżę przesadnie uważając żeby nie zrobić choć najmniejszej ryski).
 I dobrze dziadom niech zdechną, skoro sami odpędzają od siebie sporą grupę klientów bo najwyraźniej im nie pasują to ich problem.
Tyle że Ci klienci albo z miejsca pójdą gdzie indziej, albo tak jak ja po paru latach bycia ich klientem w maju przyszłego roku wyślę im wypowiedzenie polisy jako załącznik dodając karnego kutasa.
Mamy wolny rynek, trzeba z niego korzystać. Jak ktoś jest baran i nie chce utrzymywać klienta to jego problem. Przecież takich jak ja mają więcej, mam nadzieję że przy okazji zawierania polisy również dadzą sobie spokój z tymi partaczami.
System ubezpieczeń samochodów w Polsce jest tak patologiczny - płacenie OC nawet za Kaszlaka który od 10 lat pełni funkcję kurnika, albo samochód rozebrany do renowacji która ciągnie się już trzy lata, regularnie podnoszone przez niektórych partaczy zwyżki za wiek, ściemy przy wartości samochodu w polisach AC.
Tu jakby ktoś nie wiedział o co chodzi to napiszę.
Idziesz sobie kupić AC. Wypytują o markę, model, wersję wyposażenie - zazwyczaj w partackich bazach i tak nie znajdzie się taka w jakiej masz akurat samochód i agent przybije jakąś tam od czapy żeby było, wypyta o wyposażenie, gdzie też będzie pod górkę z ich formularzem.
Potem powie że ten samochód jest wart damy na to 30 000zł - wooow, ale mi dobrze wycenili, jak mi go ukradną będę do przodu! A nic bardziej mylnego. Ten samochód jest za pewne wart ze 25 no może 26 000zł, ale przecież składkę liczą m.in od wartości. A jak go ukradną za 3 miesiące to ubezpieczyciel wypłaci odszkodowanie w wysokości wartości w dniu kradzieży i za pewne uzna że w 3 miesiące z ceny ubyło już 10 000zł. Dlatego warto naciskać agenta przy zawieraniu AC żeby obniżył nieco wartość która mu wyszła z systemu bo jest tak realna że równie dobrze mógłby ją wywróżyć z fusów, albo zapytać Ryśka spod Żabki ile taka fura jest warta.
Słyszałem kiedyś teorię że tak na prawdę w każdej firmie ubezpieczeniowej powinny być tylko dwa działy:
1. Dział wyłudzania i zawyżania składek.
2. Dział odmów wypłaty odszkodowania.
I tyle...

niedziela, 1 lipca 2012

Partactwo drogowe w czystej postaci...


Filmik sam w sobie jest tak wymowny że nie ma co tu się rozwodzić nad dłuższym komentarzem.
Tym bardziej że z miejsca oskarżony był został (z resztą słusznie) o męską szowinistyczną świńskość, bo przecież statystycznie to kobiety powodują mniej wypadków i bla bla bla bla bla...

Jak można być aż takim partaczem drogowym, widzieć, mieć tyle miejsca i tak pizdnąć w stojący samochód?!

czwartek, 28 czerwca 2012


http://www.poboczem.pl/naszym-zdaniem/news-duzy-samochod-na-benzyne-to-tak-jak-facet-z-malym,nId,615277

rzeczytałem te wypociny i niestety muszę stwierdzić że gość ma chyba kompleksy. Kupił sobie "Bete" bo chciał być fajny, ale w sumie to go nie stać i se gaz założy. Nie wiem czy ma dom czy mieszka w bloku, ale pewnie jeżeli miałby/ma dom to paliłby w piecu oponami od stara pociętymi na ósemki bo to przecież wydajne jest i jest przejawem oszczędności i racjonalnego wydawania pieniędzy.
Kiedyś pracowałem na stacji benzynowej, w obowiązkach miałem oczywiście tankowanie LPG. Pewnego dnia zajechał na stację pewien jak to zwą "celebryta" Lincolnem Navigatorem, który miał wlew LPG tak schowany że musiałem klękać i nurkować pod samochód... Po pierwsze WTF? Taki samochód i LPG? Po drugie skoro LPG jest koko koko gaz jest spoko to dlaczego tak wiele osób chowa jego wlew? Ot partacze motoryzacyjne i tyle...


Albo jeździ się samochodem na miarę swoich możliwości albo nie. Strach pomyśleć jak taki racjonalnie gospodarujący środkami serwisuje swoją "Betę". Pewnie u śwagra w garażu montuje tarcze hamulcowe ze szrotu bo jak nowe, a że rant mają to przecież się diaxsem opierdzieli i będą jak nowe, sworzeń najtańszy jaki mu brat śwagra załatwił ze zniżką w Intercarsie a że "Made in China" i otwory na śruby było trzeba wiertarką powiększać bo o milimetr za małe to co tam....
Opony? A nalewki se na allegro kupi bo to przecież na max trzyletnim kordzie od Myszelina robią, wzór bieżnika wypasiony jak w Toyo i po co przepłacać. Pytanie tylko ilu użytkowników zjedzie komplet opon w trzy sezony, i skąd mszcze nalewek biora ich takie ilości? 
Ale kto by się tam zastanawiał, racjonalnie gospodarujemy środkami i dawaj...

Nie rozumiem takiego podejścia do sprawy, mimo iż kolega z pracy takie reprezentuje.
Naprawia samochód jak popadnie i czym popadnie, opony nalewki, dziury w błotnikach zalepione power-tapem, w środku syf kiła i mogiła, ubrudzić się o fotele i pasy można. Wydech sztukowany rurami wodnymi co zostały po remoncie domu i leżą pod wiatą. Ale jak on twierdzi to samochód pracujący i po co się tym przejmować. Fakt, faktem praca tego samochodu polega na wożeniu jego tyła codziennie rano 30km do pracy na etacie, a popołudniu 30km spowrotem...

Ale przecież po co przepłacać jak można robić badziewie, sandały, białe skarpetki i poooszli!

niedziela, 15 kwietnia 2012

Rozpoczęcie sezonu Youngtimer Warsaw, wbrew temu co na złomniku

Dzisiaj odbyło się rozpoczęcie sezony Youngtimer Warsaw, wbrew temu co pisał co można przeczytać na złomniku było dobrze, mimo że pogoda nie dopisała i tak było bardzo dużo samochodów.
Nie ma co się rozpisywać, kiepskie fotki poniżej :)