Ostatnio natrafiłem na dość standardową historyjkę, powtarzającą się każdego dnia różnym ludziom, w różnych miastach, wydawałoby się że wszyscy wiedzą że tak jest... ale nie!
Jest sobie Ania (imię zmienione), jeździła Toytoy'ą Corollą 1.4 benzyna z 2003roku którą kupiła kilka lat wcześniej od swojej siostry która miała ją od nowości. Toytoy'ka nie była zła, miała jakieś ~150kkm więc jak na trwałość takiego sprzętu to jeszcze wiele kilometrów przed nią. Co prawda Corolka była dość mocno zapuszczona wizualnie, zawsze brudna, obdrapana z każdej strony ale się turlała. Niestety Ania wraz z mężem stwierdzili że czas na zmianę środka lokomocji. Celowo napisałem środka lokomocji ponieważ są to osoby które samochód traktują w sposób czysto utylitarny, stąd też niska dbałość o estetykę. Generalnie podejście typu "Mam wlać paliwo i ma pojechać nic więcej". Do tego ani jedno, ani drugie nie ma bladego pojęcia o motoryzacji, no spoko nie każdy musi. Zasygnalizowali mi że chcą zmienić samochód, próbowałem zasugerować że Toytoy'ka nie jest zła, jakby ją nieco doinwestować to będzie to lepszy biznes niż dokładanie do czegoś młodszego(na czym im zależało) ale nie koniecznie lepszego. Ale nie, chcą zmienić i koniec. No spoko, mi też zdarzało się zmienić samochód bo poprzedni mi się znudził. Zaproponowałem, że jakby mieli coś na oku, niech dadzą znać, pojadę z nimi, pomogę - obejrzę, ocenię, doradzę.
Potem na jakiś czas zapadła cisza...
Aż tu któregoś dnia Ania będąc w okolicy przyjechała pokazać swój zakupiony dzień wcześniej rydwan dizajnu.
Wychodzę, patrzę Peugeot 308... aż gęsiej skórki dostałem, że mam do tego wsiąść. Zostałem zaproszony do przejechania się nim.
Wsiadam za fajerę patrzę na średnio czytelną deskę rozdzielczą a tam ~56434km - myślę eee 5643,4km na tripie bo ktoś nie skasował, ale nie... to ma być przebieg... patrzę na kierownicę - starta jak w firmowym Caddy po 200kkm, łapię za pas - krawędź nieźle postrzępiona, patrzę na pedały, deko już zmęczone, patrzę na gałkę zamiany biegów - nowa (nie jak nowa, tylko nowa na chromie gdzie jest schemat biegów nawet najmniejszej ryski), Ania gada akurat przez telefon to nawet nie mam jak spytać, który to rocznik, ale patrzę na szyby - 2007. Zerknąłem na krawędź fotela kierowcy a ona już tak dość mocno wymiętoszona... Czyli klasyka cofnięte na chama, ale tym razem dość ostro...
Ruszam... szarpnąłem jak 50-letnia Krystyna na kursie na Prawo Jazdy, zmieniam bieg a lewarek od biegów chodzi jakbym kijem w wiadrze z g... grzebał, sprzęgło bierze przy samiusieńkim końcu, na żółto świeci kontolka od ABSu i ESP. Wyjeżdżam z osiedla na obwodnicę, daję gazu najpierw się zkrztusił przez ułamek sekundy potem poszedł, i tak przy każdym mocniejszym wciśnięciu gazu.
Myślę sobie, nie ten przebieg to już na 100% wiadomo że to ściema, nawet żabojady nie produkują badziewia które po takim przebiegu tak wygląda i tak jedzie...
Ania nadal gada przez telefon więc nawet nie mogę spytać co to ma pod maską, no bo wiem że benzyna ale jakaś taka anemiczna - myślę pewno jakieś 1.4... jak się okazło 1.6 niby 120KM ale nawet 1.9 TDI 90KM miało lepszy start...
Zrobiłem rundkę - nie wiem skąd legenda o komforcie we francuskich automobilach, ten był dość sztywny, zawieszenie dość słabo wybierało nierówności, zwłaszcza poprzeczne... a nie przepraszam, porównałem niechcący z zawieszeniami w A4 B5 Quattro i MB W210, a one przecież są z lat '90tych i są śmietnikami bo są stare, a każde nowsze auto musi być lepsze o tego starszego bo jest nowsze i koniec dyskusji!
Dojeżdżam z powrotem pod dom, Ania kończy rozmawiać przez telefon. Pyta się jak się podobało. No to pytam gdzie to kupiła - no w komisie na Modlińskiej. Zaczynam tłumaczyć, że przebieg to ściema, jakim cudem, samochód z 2008 roku ma mieć przebieg 56kkm, do tego jakim cudem opłacało się handlarzowi przywieźć to z Niemiec i sprzedać w Polsce z zyskiem.
Ale, że panowie w komisie papiery pokazywali, że przebieg udokumentowany, że książka serwisowa... to wyjaśniłem, że za jakieś 50zł mogę zrobić książkę serwisową z której będzie wynikało że ten samochód ma 10kkm...
Wysiadam obejrzeć z zewnątrz i tu się zaczyna...
Otwieram maskę, patrzę na lampy - zamiennki TYC czyli raczej z tych gorszych. Patrzę na silnik, oczywiście jak to od Mirków-picusiów komisowych wylizane, wypakowane wszystko jak nowe.
Patrzę na chłodnicę, jakaś taka za czysta nawet jak na wymytą, patrzę dalej a tam data produkcji 11.2013... obok naklejka z napisem "Nie zrywać"... patrzę dalej a tam poniżej dolnego króćca chłodnicy wychodzi taki mały wężyk jakoś dziwnie zwinięty w stronę zderzaka, ale do czego on jak tam nic nie ma? Odciągnąłem go lekko palcem - przewód wyskoczył zza - plastików gdzie był wciśnięty żeby nie latał. Wężyk był zakończony... śrubą od koła, która został zabezpieczona metalową opaską żeby nie wypadła - hi-level druciarskiej naprawy jakich mało...
Śruby prawego błotnika - TORXy jak to we francuzie, ukręcone, brak kawałka osłony pod silnikiem, niedbale spasowane plastiki podszybia, śruby maski obdarte z lakieru...
Prosty wniosek - sprowadzony z Rajchu, bity przodem, szafa cofnięta, klasyka komisów.
Patrzę dalej...
- No opony jeszcze trochę pojeżdżą...
- Ale przecież nowe mi założyli.
- Ania... nowe zimówki mają ok. 8mm bieżnika te tak na oko mają 4 no może 5mm.
-....
Patrzę na DOT na boku opony a tam 3305...
- Ania, te opony są z 2005 roku, są starsze od samochodu, de facto 10-letnie opony uznaje się za śmieć i można z nich co najwyżej zrobić kwietnik...
- Ale może ktoś nie używał...
- Tak, jasne kupił samochód, kupił opony i tak leżały i od leżenia zużyły się o 50%, do tego nie ważne ile jest bieżnika ważne, że mają 10lat, guma się starzeje, nawet jak były dobrze przechowywane to nie są pełnowartościowe.
- Ale Panowie w komisie tak zachwalali, nie pojechałam sama, pojechałam z wujkiem Mietkiem, Mietek kupił w komisie Hyundai'a i jest zadowolony, przecież teraz jest taka nagonka na komisy! Onie nie mogą sobie pozwolić na przekręty bo są na piętnowanym! - wypierała rzeczywistość Ania...