sobota, 3 stycznia 2015

Kupić, sprzedać, czyli galeria kretynów cz. 2: Przygody z Płocka.


Jakiś czas temu kolega z pracy stwierdził że jego nieśmiertelne Vento 1.9SDI jest już tak zjedzone przez rudą że czas na zmianę. A że Vento bardzo lubił to stwierdził że chce Borę.
Strasznie się uparł że ma być z rocznika 2002 no max. 2001 i do tego sedan, TDI i najlepiej ciemna.
Z rocznikiem tłumaczyłem mu że to już nieduża różnica czy samochód będzie miał 13 czy 15 lat, bo w tej kategorii wiekowej to się patrzy na stan a nie rocznik. Ale dobra uparł się i już. Do tego jego budżet był taki że ledwo się spinał z ofertami sprzedaży w tych rocznikach.
Oczywiście naznajdował jakichś super ofert gdzieś pod niemiecką granicą ale wybiłem mu to z głowy na przykładzie super Bory z komisu na Modlińskiej która w ogłoszeniu była super ociekająca zajebistością igła! A na miejscu zastaliśmy takiego kasztana że już jak ją przez płot zobaczyłem to nie miałem ochoty oglądać dalej.
Któregoś dnia przychodzi do roboty najarany że znalazł fajną w Płocku...
Jak wiadomo jechać do Płocka po samochód to tak jak w okolice Radomia... z resztą po poprzednich dwóch przygodach w Płocku wiedziałem co mówię(ale o tym później. Ale Andrzej się uparł, no to dobra, jedziemy, przejedziemy się prosto z pracy żeby jeszcze widno było, natłucze kilometrów bo do Płocka mieliśmy lekko ponad 100km zobaczy igiełkę na którą się napalił cycki mu do ziemi opadną to i nie odrodzą się pomysły jeżdżenia po popularny model w drugi koniec kraju.
Dojechaliśmy na miejsce, oczywiście Mirek jak na rasowego Mirka przystało umówił się na Orlenie na wlocie do miasta. Trochę się spóźnił więc zdążyłem kupić hot-doga. Zajechał i zaczyna gadkę jaki to jest zajebisty samochód, jak malutko pali, i Belg płakał jak sprzedawał, bezwypadkowa, tylko zderzak lakierowany i tak stoi i nawija Andrzejowi. Ja się nie wtrącam, bo przecież jem, ale tak słucham, flaki mnie skręcają od szablonowej gadki rasowego Mirka, widzę że Andrzej się napala na tą furę. W międzyczasie obszedłem samochód, skończyłem jeść i włączam się do rozmowy:
J(Ja): - Panie, a dlaczego tu nadkola nie ma?
M(Mirek) - Łee panie to to na giełdzie 50zł kosztuje to se złożycie.
J: - Jak takie tanie to trzeba było założyć. Zwłaszcza że przez to że go nie ma to widać że błotnik lakierowany.
M: - No jak to z Belgii przycierkę miał to kiedyś tam pomalowali.
Zaczynam węszyć dalej, Błotnik lakierowany, prawa lampa zamiennik podłej jakości, zderzak z grillem poskręcany na gipsówki.
J: - Dobra, dowiem się co było z tym samochodem czy mam sam dalej dochodzić?
M: - Nic, nie było, bezwypadkowa jest tylko jakąś przycierkę może miała.
No to oglądam dalej...
J: - Klima nie działa.
M: - Bo do nabicia jest, ale to można za 50zł zrobić i po problemie będzie.
J: - To było nabić jak to 50zł! A tak pewnie nabije i zaraz po czynniku śladu nie będzie. O i wyświetlacz od komputera (duży FIS miała).
M: - Ten wyświetlacz to też za 50zł można naprawić, jest tu taki chłopak co to robi...
J: - To trzeba było zainwestować te 150zł i zrobić to wszystko od razu by się samochód lepiej prezentował. Do tego jakoś nie wierzę że ktoś nabije całkiem pustą klimę za 50zł albo naprawi za tyle FISa.
Potem długa bezsensowna debata na temat cen usług. Ostatecznie Mirek mięknie, wyciąga telefon, pokazuje zdjęcia tej Bory jak na lawecie z Belgii przyjechała. Okazało się że była uderzona prawym narożnikiem, uszkodzony błotnik, zderzak, lampa, przedni pas, i dość mocno zagięta maska.
Ale Mirek zarzekał się że wszystkie elementy wymienił.
Mina mu zrzedła jak wyciągnąłem miernik grubości lakieru. Okazało się że maska nie była wymieniona tylko ma nawalone ze dwa kilo szpachli.
Ostatecznie powiedziałem że kończymy rozmowę, bo na każdym kroku mnie oszukuje więc nie mamy o czym dalej gadać. Mirek obraził się na mnie, ale zaczął nagabywać Andrzeja że on opuści 500zł i żeby brał bo to zajebista fura. Andrzej mimo wszystko podjarany skórą i pięknymi alufelgami (na których opony były każda inna i w dodatku łysa) nawet zaczął się łamać... ale wziąłem go na bok i spacyfikowałem. Pojechaliśmy do domu Mirek na odchodne spojrzał na mnie jakby chciał mi niezły oklep spuścić że mu klienta spłoszyłem.

A co do poprzednich przygód z Płocka. Tak na szybko.
Brat szukał kilka lat temu samochodu. Zobaczyliśmy w ogłoszeniu pięknego Passata B5FL, świeżo sprowadzony z Niemiec, dobrze wyposażony, z udokumentowanym przebiegiem i generalnie miód-malina.
Stwierdziliśmy że coś na tu nie pasuje, że jest za pięknie, ale i tak z ciekawości pojedziemy.
Na miejscu - sprzedający Cygan-handlarz, jak go zobaczyłem miałem ochotę od razu odjechać, bo jeszcze nie słyszałem żeby ktoś dobrze wyszedł na interesach z Cyganami.
Samochód miał niemieckie tablice i włoskie dokumenty, komputer był po francusku, zawieszenie hałasowało jak kopana skrzynka z narzędziami, przeguby strzelały jak nadepnięta folia bąbelkowa, wnętrze było mokre - pewnie nie wysechł do końca po praniu. Każdy narożnik samochodu był podrapany, maska była wgnieciona, czego na zdjęciach w ogłoszeniu nie było widać bo ktoś się pobawił Photoshop'em.
A z książka serwisowa urywała się trzy lata wcześniej. I wynikało że samochód z początku robił po 30-40kkm rocznie a przez ostatnie 3 lata przejechał 6kkm :P
Dziękujemy...

Kolejna przygoda z Płocka, brat poprosił mnie żebym obejrzał w jednym z płockich komisów Tigrę dla jego koleżanki, bo dowiedział się że akurat jadę do Płocka w innej sprawie.
Zajechałem do komisu, Tigra, jak to większość Tigr na rynku gniot i wycieruch z akcesoriami tuningowymi z Tesco.
Ale najlepszy był Mirek z komisu. Jak się dowiedział że oglądam na prośbę koleżanki to proponował dużego "wiskacza" za pozytywne zrecenzowanie wspomnianej Tigry... na co odparłem że i tak dostanę dużego "wiskacza" jak on to nazwał za to że przyjechałem, obejrzałem i uchronię przed zakupem padliny...

Mam jeszcze trochę takich historyjek. Muszę się zebrać i je pospisywać zanim zapomnę :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz